Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/726

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ot widzisz i teraz, śmieję się, a jednak jest mi jakoś dziwnie.
— Żałujesz może czegoś.
— Niczego w świecie — odparła z bezmiernem zaufaniem — czasem tylko może żal mi, że nie widzę pani Boffen.
— Ja także, mnie także boli to zerwanie, ale może to się jeszcze naprawi.
Bella, która w każdej innej chwili podjęłaby tę kwestyę z zajęciem, nie odrzekła nic, trzymając wciąż Johna za guzik od tużurka. W tej chwili właśnie wszedł Rumty, aby spędzić wieczór w swoim kąciku na swoim fotelu.
Rokesmith patrzył zawsze z lubością na stosunek ojca z córką, w który Bella wkładała tyle wdzięku i fantazyi, ale dziś przewyższała jeszcze samą siebie w kaprysach i pieszczotach.
— Grzeczny z ciebie chłopczyk, żeś przyszedł tu ze szkoły — mówiła do swego Pa — siadajże tu i odpoczniesz sobie.
— Tak, prawdę mówisz, szkoła zmęczyła mnie trochę — odparł Rumty — ale cóż robić, droga wiedzy jest ciernista, a czemże jest życie, jeśli nie długą lekcyą.
— Cóż zrobisz, skoro już nauczysz się jej na pamięć?
— Umrę prawdopodobnie.
— A fe! szkaradny chłopiec; nie wolno tak odpowiadać, nie wolno się smucić.
— Ja się nie smucę, przeciwnie, jestem bardzo wesół.