Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/727

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pogodny wyraz jego twarzy potwierdził to wyznanie.
— Za to ja jestem czegoś smutna, ale to przejdzie, Musimy dać kolacyę temu uczniakowi, nieprawdaż Johnie? Ale wpierw musimy umyć, uczesać chłopca, żeby wyglądał jak należy.
Tu wzięła ojca za klapę od surduta i zawiodła go do gotowalni; John musiał trzymać świecę, podczas, gdy Bella zabrała się po swojemu do ojca. Umyła mu twarz pachnącem mydłem, otarła ręcznikiem, uczesała i rozdzieliła grzebieniem włosy, nawijała na palec i układała w pukle, odstępując, to wracając, by ocenić swoje dzieło. John, który widział ją nieraz w takiej roli, zauważył przecież dziś coś niecodziennego w jej zachowaniu, jakiś odcień seryo, jakieś głębsze odczucie, zamaskowane pustotą. Następnie, skoro Bella posadziła swego Pa w fotelu, nałożywszy mu fajkę i postawiwszy przed nim stoliczek z kolacyą, usiadła sama na niskim taborecie i tak siedziała cichutko aż do odejścia ojca.
— Odprowadzisz Pa do statku, Johnie?
— A ty nie pójdziesz z nami?
— Nie, ja będę pisała list do Lizy.
Napisała go i doczekała się powrotu Johna, którego wzięła znów za guzik od tużurka.
— Słuchaj Johnie — rzekła — ja myślę, że ty myślisz, że ja myślę...
— Co ty myślisz, moja droga?
— Ja wiem, ale to się nie da inaczej powiedzieć. Otóż ja myślę, że ty myślisz, że ja myślę,