Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/624

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczy i spotkała się ze wzrokiemk sekretarza, którego twarz była blada i wzruszona.
— Spojrzyj jej pan w oczy — powtórzył Boffen — spojrzyj w twarz tej młodej lady.
Bella wyczytała jakby iskierkę wyrzutu w oczach Rokesmitha, a może wyrzut ten tkwił raczej we własnem jej sumieniu.
Dorozumiała się wtedy, że ktoś zdradził przed państwem Boffen oświadczyny Rokesmitha, że ona sama zdradziła się, zwierzając się Sofronii Lammie.
— Jak pan śmiałeś w swojem położeniu sięgać po rękę tej młodej lady i narzucać jej natrętnie swoje bezczelne wyznania?
— Nie czuję się w obowiązku odpowiadania na zarzut, wyrażony w tak obrażającej formie.
— Nie czujesz się pan w obowiązku, a! doprawdy, nie czujesz się pan, w takim razie ja pana wyręczę, Jest to przedewszystkiem z pańskiej strony prosta bezczelność.
Tu Rokesmith uśmiechnął się z goryczą.
— Tak jest, mój panie, jest to z twej strony bezczelność, gdy śmiesz podnosić oczy na młodą pannę, stojącą o wiele wyżej od ciebie. Ona ma prawo do bogatego męża, a pan kim jesteś? co pan masz?
W tem miejscu Bella zrobiła ruch, jakby chcąc wysunąć rękę z pod ramienia pana Boffena, ale ten nie puścił jej, owszem, przytrzymał ją jeszcze mocniej...
— Pytam pana, kim jesteś, abyś marzyć mógł o wzięciu za żonę tej młodej lady? To, panie, dro-