Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najmilszem zajęciem tej rozpieszczonej panienki było układanie włosów różnych członków rodziny, prawdopodobnie dlatego, że właśnie jej pukle, bardzo zresztą ładne, zajmowały tak poważne miejsce w jej dziennych zatrudnieniach.
— Mógłbyś mieć już własny dom Pa, zasługujesz chyba na to.
— Nie więcej od innych.
— Ale ja — mówiła dalej Bella, ujmując swego Pa pod brodę — ja koniecznie go potrzebuję. Gdybyś wiedział Pa, co się ze mną dzieje, gdy patrzę, jak ten niegodny właściciel pożera, jak smok nasze pieniądze, podczas gdy nam wszystkiego brakuje. Ja wiem Pa, że to, co mówię, jest w twoich oczach nierozsądne, a nawet niemoralne, ale to wynik ubóstwa, którego ja nienawidzę, które mam w obrzydzeniu; bardzo ci do twarzy, Pa, z włosami do góry, trzeba, żebyś się czesał w szczotkę.
— Kotlety gotowe — zwiastowała pani Wilfer.
— Ach, to dobrze, tylko zapowiadam, że jeśli będą niedosmażone, to ich nie dotknę. Proszę mi odkroić kawałeczek na próbę.
Ale kotlety były w miarę zrumienione i Bella jadła je ze smakiem, nie wymagając, aby je dla niej dosmażano. Wkrótce też rozszedł się po jadalni miły zapach grogu, to jest napoju, składającego się z rumu, rozcieńczonego gorącą wodą i zaprawionego cytryną.
— Ojcze! — mówiła Bella, sącząc powoli swą szklankę — powiedz mi, skąd przyszło do głowy