Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kilka innych jeszcze białych łóżeczek, zupełnie podobnych do tego, na którem sam odpoczywał. Przy każdem znajdowały się takie same blaciki, na których ustawione były różne zabawki. Domy dla lalek, kudłate psy, umiejące szczekać takim prawie głosem, jakim śpiewał żółty ptak, pajace w arabskich strojach, gospodarstwa drewniane, żołnierze z ołowiu, słowem wszystkie skarby świata dziecięcego. Widząc, że Jonny porusza usteczkami, dozorczyni pochyliła się nad nim i usłyszała kilka pytań. Jonny zapytywał, czy wszystkie te dzieci są jego braciszkami, czy Pan Bóg ich tu zebrał? i czy wszyscy wyzdrowieją. Na wszystkie te pytania odpowiedziano mu twierdząco. Ale trzeba go było oczyścić, ułożyć, dokonać przy nim różnych zabiegów lekarskich — znużyło by go to bardzo, gdyby nie to, że jednocześnie wyprowadzono na jego cześć z arki wszystkie zwierzęta, których był właścicielem, począwszy od słonia, aż do muchy. Mały jego sąsiad, który miał nóżkę złamaną, aż usiadł na łóżeczku, chcąc przyjrzeć się wszystkim tym skarbom, a podziw ten jego pomnażał jeszcze wartość zabawek. Wreszcie usnęli obaj.
— Nie lęka się więc pani zostawić go tutaj? — spytała pani Boffenowa Higdenowej.
— Nie, nie, i dziękuję pani z całego cerca. Ucałowały obie dziecko i odeszły, nie wiedząc, jaki wyrok wydał na nie lekarz. Rokesmith powrócił tegoż jeszcze dnia wieczorem, niespokojny o malca. Nie wszystkie dzieci spały, ale wszystkie leżały spokojnie przy świetle przyćmionych lamp. Między łóżeczkami snuła się cichym krokiem ko-