Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czyż są takie domy? — spytała z niedowierzaniem Higdenowa.
— Zobaczy go pani sama, bo pani z nami pojedzie, nieprawdaż? Zobaczy pani sama, że mu tam będzie dobrze.
— Nie jestem już tak zatwardziała, żebym nie rozumiała, że pani jest naprawdę dobra — rzekła Higdenowa — pani jednej wierzę.
Trzeba się było śpieszyć; Rokesmith myślał z żalem, że strącono już tyle drogiego czasu. Posłał więc Salopa po powóz, podał sam babce Higden kapelusz i płaszcz, uspokoił małego Jonny, upewniając go, że pojedzie do ładnego domu wraz ze wszystkiemi zabawkami. W parę minut później byli już wszyscy w drodze, zostawiwszy w chałupie samotnego tylko Salopa, który ulżył żalowi swemu, obracając energiczniej jeszcze korbę od magla.
Koń na biegunach, żółty ptak, arka Noego i gwardzista przyjęci zostali w dziecinnym szpitalu równie uprzejmie, jak mały sierota; oglądnąwszy jednak chorego, doktór szepnął do Rokesmitha:
— Trzeba go było przewieźć wcześniej; teraz już jest zapóźno.
Mimo to, przeniesiono dziecko do dużego widnego pokoju i ułożono go na czystem białem łóżeczku, gdzie Jonny obudził się ze snu, czy odrętwienia, w jakie popadł w czasie przejazdu. Tuż obok łóżka zawieszony był drewniany blacik, na którym ustawiono wszystkie zabawki malca. Nad łóżkiem wisiał ładny kolorowany obraz, przedstawiający Anioła, który trzymał na kolanach chore dziecko, Jonny patrzał na to wszystko i dostrzegł