Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeśli tylko o to chodzi, mogę do pana wcale nie mówić — odparł niedbale Eugeniusz,
Istotnie zapadł od tej chwili w milczenie i stał nieruchomo w oknie, paląc cygaro. Wtedy Karol zabrał znowu głos.
— Panie Wrayburne! — zaczął — wiemy już wszystko, mimo, że siostra moja nie powiedziała ani słowa i nie domyśla się wcale, że tu jesteśmy. Dowiedzieliśmy się z panem Bradleyem, że Liza bierze lekcye, a lekcyj nikt nie daje zadarmo. Pan Bradley, który lepiej się zna na tem, niż ktokolwiek inny, bo jest człowiekiem fachowym, chciał pokierować sam nauką mej siostry, ale pan Wrayburne wmięszał się w to i sam opłaca lekcye mej siostry? Kto mu dał do tego upoważnienie? Jakiem prawem zajmuje się Lizą? Co mu do niej?
Karol zwracał się teraz do Mortimera, widząc, że nie zdoła w żaden sposób zwrócić na siebie uwagi Eugeniusza.
— Niech pan Wrayburne się dowie, że ja mu nie pozwolę chodzić do mojej siostry. Niech tylko nie myśli, że Liza dba o niego. Niema wcale o to obawy.
Stwierdziwszy ten fakt, Karol zaśmiał się gburowato, a Bradley mu zawtórował. Eugeniusz zdmuchnął raz jeszcze spopielały koniuszek cygara i nie powiedział ani słowa.
— Niech pan Wrayburne dowie się, że ja zabronię mojej siostrze widywania się z nim. Liza jest dobrą dziewczyną, ale ma głowę przewróconą. Niech pan Wrayburne nie myśli, że z jego powodu, wcale nie. Ona wyobraża sobie, że ma jakieś obo-