Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzić, tytułując pana kierownikiem szkoły; tytuł bardzo zaszczytny.
Odpowiedź ta dotknęła Bradleya tem mocniej, że wywołał ją sam swem gburowatem postępowaniem.
— Panie Wrayburne — wmieszał się Karol Hexham — to ja właściwie chciałem z panem mówić, wyszukałem też adres pana w roczniku adresowym, a nie znalazłszy pana w sądzie, przyszedłem tutaj wraz z panem Bradleyem.
— Zadałeś pan sobie za wiele trudu, panie kierowniku szkoły — zauważył Eugeniusz, nie zwracając wcale uwagi na Karola i strzepując, na pozór obojętnie, popiół z cygara.
— Chciałem też mówić z panem w obecności pana mecenasa Lightwood, ponieważ to on zapoznał pana z moją siostrą.
Eugeniusz odwrócił na chwilę wzrok od twarzy Bradleya i spojrzał na Mortimera, chcąc obaczyć, jakie wrażenie robi na nim ta mowa, ale Mortimer odwrócił głowę i patrzył w ogień.
— Pan Lightwood przyprowadził pana z sobą w dniu śmierci mego ojca, dlatego też zastałem pana u Lizy i wiem, że od tego czasu odwiedzałeś ją pan bardzo często. Chcę wiedzieć, dlaczego pan to robisz?
— To nic jeszcze nie tłómaczy, dlaczego pan przyszedłeś tu, panie kierowniku i powtarzam raz jeszcze, że szkoda było zachodu — rzekł do Bradleya Eugeniusz.
— Dlaczego pan zwracasz się wyłącznie do mnie? — przerwał z wściekłością Bradley.