Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiązki dla pana Wrayburne, z powodu, że był przy niej w chwili śmierci mego ojca, ale ja jej to wyperswaduję. Wcale nie życzę sobie, żeby pan Wrayburne kierował jej nauką, skoro pan Bradley gotów jest ją sam uczyć.
— Panie kierowniku — odezwał się wreszcie Eugeniusz, przypatrując się uważnie swemu cygaru, które wyjął poprzednio z ust — czy nie uważasz pan, że czasby już był wielki wyprowadzić stąd twego ucznia?
— Panie Lightwood — wykrzyknął Karol, czerwony od gniewu — pan jesteś świadkiem naszej rozmowy i spodziewam się, że pan ją zapamiętasz, bo to pan jest wszystkiemu winien przez to, że pan zaprowadził pana Wrayburne do mej siostry, zresztą powiedzieliśmy już wszystko i możemy odejść.
— Wyjdź stąd Karolu i poczekaj na mnie na dole — syknął Bradley.
Karol usłuchał i wyszedł jak mógł najhałaśliwiej.
— Pan masz mnie za coś równie marnego, jak proch swego obuwia — rzekł Bradley, hamując się stosunkowo, gdyż inaczej głos-by mu uwiązł w gardle.
— Upewniam pana, że wcale, ale to wcale nie zajmuję się panem.
— Pan wiesz dobrze, że to nieprawda.
— Żałuję mocno, ale się pan myli.
Wiem tylko jedno, panie Wrayburne, że panu nikt nie dorówna w arogancyi.
— Być może.