Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wych włosów po obu stronach twarzy. Na widok wchodzącego pochylił się nisko ze wschodnią uniżonością, jak człowiek, który wita swego przełożonego.
— Czemu nie otwierałeś? — spytał gniewnie Fledgeby.
— Wielmożny panie — odparł żyd. — Dzisiaj niedziela, nie spodziewałem się, żeby kto przyszedł. To przecie wasze święto.
— Bierz dyabli wszystkie święta, — mruknął Fledgeby — a zresztą, cóż ciebie obchodzą nasze święta? Zamykaj drzwi.
Żyd spełnił rozkaz i weszli następnie obaj do przestronnej izby, zastawionej pudłami i pakami. Fledgeby otwierał pudełka i zaglądał do ich wnętrza. Były tam różne bezwartościowe drobiazgi, sztuczne perły, sztuczne kwiaty, liche zegarki i inne fatałaszki, przysłane tu jako próbki zagranicznych fabryk.
— Nie powiedziałeś mi jeszcze coś robił, kiedy tu przyszedłem.
— Wyszedłem trochę na świeże powietrze, wielmożny panie.
— Gdzie, do piwnicy?
— Na dach, wielmożny panie.
— Cóż to? czy to na dachu handlujusz, czy tak pilnujesz moich interesów?
— Dziś, wielmożny panie, niedziela, to niema żadnych interesów. Żeby robić interesy, trzeba dwie osoby, a ja byłem sam.
— Tak, dobrze mówisz — odparł Fledgeby nieco ułagodzony — do interesu trzeba dwóch