Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

osób, tego, co sprzedaje i tego, co kupuje, tak u nas mówią.
— Mówią tak, wielmożny panie i to jest prawda.
— Prawda, jak prawda, bo wy żydzi zwykle kłamiecie.
— Kłamstwo, wielmożny panie, jest pospolite między ludźmi w różnych narodach.
Mimowolnie zmieszany Fledgeby, podrapał się w głowę.
— Naprzykład — rzekł po namyśle — niektórzy z was podają się za ubogich, a nikt przecież nie słyszał o ubogim żydzie.
— Żydzi słyszą nieraz o tem, wielmożny panie, i spieszą wtedy z pomocą biedakowi.
— No a teraz przyznaj sam, że nikt nie wierzy w twoje ubóstwo.
— To prawda, wielmożny panie. Nikt nie chce wierzyć, że ten dom i wszystko, co w nim jest, to nie moje, a gdybym powiedział komu, że nie mam tu prawa do najmniejszej nawet pacioreczki szklanej, toby mnie wyśmieli, wielmożny panie.
— Więc nie domyślają się?
— Skoro im mówię, że nie mogę zrobić tego, albo tamtego, lub, że jestem biednym człowiekiem i nie mogę sam o niczem decydować, wpadają w gniew i przeklinają mnie w imię Jehowy.
— Wybornie! doskonale! — ucieszył się Fledgeby.
— Inni znowu mówią mi; I po co ty, żydzie, kręcisz? chcesz pożyczyć, to dawaj pieniądze, nie chcesz, nie dawaj, ale po co te wykręty?