Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Phi! — zawołał Alfred, patrząc na tego łotrzyka, który, przyjąwszy z ochotą nikczemny układ, mający na celu usidlenie młodej dziewczyny, pozwalał sobie jeszcze na okłamywanie swych sprzymierzeńców. — Więc mówisz mi to wszystko z powodu jednego pytania?
— Należało ci czekać, abym ci sam je zadał. Nie podoba mi się, gdy rzucacie mi na głowę tę Georgianę, jakgdybyśmy byli, ja i ona, waszą własnością.
— Bardzo dobrze — odparł Alfred — zatem skoro będziesz w lepszym humorze, raczysz może wypowiedzieć się dokładniej.
— Właśnie powiedziałem już, że ty i twoja żona zachowaliście się wczoraj bez zarzutu. Róbcie tak dalej, a wtedy i ja potrafię odegrać moją rolę. Czy mogę ci służyć drugiem jajkiem?
— Dziękuję.
— Może i słusznie, jajko to nie przysporzyłoby ci zdrowia, a i szynka jest bardzo słona, ale może pozwolisz jeszcze kawałek?
— Dziękuję.
— To może chleba z masłem?
— Dziękuję.
— W takim razie ja go trochę zjem — odparł Czar znacznie już ułagodzony, bo gdyby Alfred przyjął był zaprosiny, on sam musiałby się wstrzymać od jedzenia.
Ten młodzik, nie liczący jeszcze dwudziestu trzech lat, skąpy był, jak zgrzybiały sknera, a nikt nie mógł orzec, czy poza tą namiętnością tliła w nim jakabądź iskra upodobań i gustów, wła-