Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

den mi został. No, ale to nie znaczy, żebym chciała przeszkodzić. Przecież wiem, że jemu z tem będzie dobrze. Po śmierci mojej zostanie dżentlmenem, będzie uczony, bogaty. Ja wiem, że jemu z tem będzie dobrze. Niech pani na mnie nie zważa.
Mówiąc to, biedna kobieta urwała, głos jej się złamał, a stara, szlachetna jej twarz zalała się nagle łzami.
Dostrzegł to najpierw tkliwy Salop, który, widząc płaczącą swą opiekunkę, przechylił głowę i zaczął buczeć nie na żarty. Na to hasło Poddle i Toddle ryknęły pod maglem, a mały Jonny zaniósł się od krzyku na rękach u babki, a wierzgając zabłoconemi nóżkami, kopał niemi w pierś panią Botten.
Wszystko to razem było tak zabawne, że wzruszenie i rzewność, jakie ogarnęły były przed chwilą babkę Higden, rozwiały się natychmiast. Przyprowadziła do porządku dzieci, a zwłaszcza Salopa, który urwał w połowie rozpoczęte łkanie i wymierzył sobie natychmiast pokutę w postaci kilkunastu obrotów magla. Ale pani Boffen była do głębi wzruszona i robiła sobie w duszy zarzut okrucieństwa.
— Niech się pani nie martwi — mówiła do wdowy Higden — nic się przecież jeszcze nie stało.
— Niech pani nie zważa na mnie, to przejdzie.
— Boże święty! — mówiła znowu pani Boffen — ja przecie nie chcę, żeby ktoś płakał, przeciwnie, chcę, żeby było wszystkim wesoło, Odłoży-