Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

be w wiązaniach, a przytem jakby rozluźnione w zawiasach. Prócz tego, twarz jego przyozdobiona była kilku czerwonymi pryszczami, rozkwitającymi w najlepsze na jego skórze bez odrobiny wstydu. Słowem, był to brzydal w całem znaczeniu tego słowa. Przecież taki jak był walczył mężnie w szeregach wydziedziczonych tego świata i widać było, że dotrwa do końca pod sztandarem.
— Mówmy teraz o małym Jonny — zaczęła pani Boffen, patrząc ze szczerym zachwytem na malca, siedzącego wciąż jeszcze na rękach u babki,
Mały Jonny boczył się i dąsał na widok obcych ludzi, skutkiem czego odwracał główkę i zakrywał tłustą łapką swoje błękitne ślepka.
— Gdyby pani zechciała mi powierzyć to maleństwo, byłoby mu u mnie dobrze, Znalazłby u mnie Jonny wszystkie wygody, dobre wychowanie i naukę, a przedewszystkiem serce. Postaram się być dla niego prawdziwą matką.
— Bardzo jestem pani wdzięczną — odparła wdowa Higden, odejmując rączkę malca od oczu i uderzając nią o swoją pomarszczoną dłoń. — I on by rad był z pewnością, gdyby rozumiał, o co chodzi. Nie chcę mu zagradzać drogi do szczęścia, tylko, widzi pani, ja przylgnęłam do tego biedactwa więcej może, niż pani myśli i żal mi rozstawać się z nim. Niech mi pani tego za złe nie bierze.
— Brać za złe? moja droga pani, co też pani mówi. Brać za złe, że pani taka dobra dla tego dziecka, że je pani kocha?
— Widzi pani, huśtałem ja już niejedno dziecko na kolanach, a wszystkie pomarły, on je-