Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uśmiechem Wegg, — musiałby czytać bez żadnej dopłaty?
— Nie, za czytanie dostałby osobną dopłatę i utrzymanie.
— Masz pan zupełną słuszność, panie Boffen i ja także nie inaczej rozumiem ten interes.
Rzekłszy to, Silas Wegg zerwał się z krzesła i, wyciągnąwszy kościstą swą rękę, machał nią nad głową pana Boffen.
— Tak, to rozumiem. Słowo się rzekło, interes ubity. Rzucam swój stragan, rzucam go na zawsze, odtąd hołdować już będę tylko poezyi.
Wyraz „hołdować“ podobał mu się tak dalece, że powtórzył go parokrotnie.
— Nie lękaj się panie bólu, jaki mi zadajesz, odrywając mnie od mego handlu. Ja to zniosę. To już u nas dziedziczne. Mój ojciec cierpiał tak samo, gdy przeniesiono go z marynarki do służby rządowej, a przecież przeniósł to także, pamiętam to, jak dziś, mimo, że byłem wtedy dzieckiem. Tomasz mu było na imię. Ja zrobię to samo, co on i pokonam mój ból.
Mówiąc to wszystko, Silas Wegg gestykulował bez przerwy, wydzierając rękę swą panu Boffen, ilekroć ten próbował uchwycić ją w przelocie.
Wreszcie rzucił ją nagle swemu chlebodawcy, który uścisnął ją nakoniec, przez co kontrakt został zawarty.
Fakt ten ulżył znacznie sumieniu spadkobiercy i zapragnął on teraz dowiedzieć się o losach Bully Sorinsa, o które był przecież niespokojny.
Silas Wegg włożył więc napowrót okulary, ale