Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie było widocznie przeznaczonem panu Boffen zaspokoić dziś swą ciekawość, bo zaledwie czytanie się rozpoczęło, dał się słyszeć za drzwiami głos pani Boffen, która wołała swego Noddy, a potem szybkie jej kroki, jak gdyby zbiegała ze schodów.
Na to zerwał się pan Boffen, spiesząc na pomoc ukochanej małżonce. Znalazł ją na korytarzu całkiem zmienioną i drżącą, ze świecą w ręku.
— Co ci jest, moja droga?
— Sama nie wiem, chodź, proszę cię, sam zobacz.
Bardzo zdziwiony pan Boffen poszedł po schodach za żoną, która zaprowadziła go do dużego pokoju, leżącego wprost naprzeciw tego, w którym umarł stary Harmon.
Pan Boffen obejrzał się dokoła i nie zobaczył nic nadzwyczajnego, prócz stosu prześcieradeł i serwet, leżących na podłodze.
— Miałam właśnie schować je do szafy — mówiła pani Boffen — ale zlękłam się tak bardzo, że rzuciłam je na podłogę.
— I cóż cię tak przestraszyło?
— Wiesz przecie, że nie jestem bojaźliwą, ale to było coś tak wyraźnego.
— Wytłomacz się jaśniej, kochanie, co to było?
— Oni wrócili tu dziś, wierz mi Noddy, Stary Harmon i oboje dzieci. Byli tu w tym pokoju.
— Co za przywidzenie! — odparł pan Boffen nie bez trwogi wszakże, bo przerażenie żony i jemu się udzieliło. — Czy widziałaś ich? W któremże miejscu stali?