Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tego pan Boffen przerwał nagle lektorowi swemu prawie w pół zdania.
— Wegg! — rzekł do niego — czy przypominasz sobie, jak poznaliśmy się po raz pierwszy i co ci wtedy powiedziałem?
— Przypominam sobie bardzo dobrze; zapytałeś mnie pan, czy podoba mi się pańskie nazwisko, a ja bez żadnych wykrętów powiedziałem, jako człowiek szczery, że nie.
— Ale teraz oswoiłeś się już z mojem nazwiskiem, a wkrótce oswoisz się z niem jeszcze więcej.
— Doprawdy? — zadziwił się Wegg, zabierając się na nowo do czytania.
— Nie, nie, nie czytaj jeszcze Wegg, mam ci powiedzieć nowinę.
Wegg, który spodziewał się tego oddawna, zdjął okulary, udając wielkie zdziwienie.
— Cobyś powiedział Wegg, gdyby ci ktoś powiedział, że musisz zwinąć swój stragan?
— Chciałbym widzieć człowieka, któryby żądał odemnie takiej ofiary.
— Masz go przed sobą, Wegg, bo to ja nim jestem — rzekł, stukając się w piersi pan Boffen.
Silas Wegg, który wiedział oddawna, jakie projekty ma na niego pan Boffen, chciał już zawołać: „Mój dobroczyńco!“ i wypowiedział już prawie połowę tego zdania, ale wrodzona przewrotność pohamowała ten wybuch wdzięczności.
— Rozumiem — rzekł, przybierając obrażoną minę, — rozumiem panie Boffen. Wstydzić się będziesz mego straganu, który opiera się właśnie o mur pańskiego pałacu. O, nie miej pan obawy, pomyślałem już sam o tem. Wiem, że byłoby nie-