Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nik — otworzyła drzwi i zawołała dwa razy, „czy to ty ojcze?“ widocznie oczekuje go za chwilę, jeżeli zresztą nie oznacza to, że chciała go w ten sposób ostrzedz.
— Z równem powodzeniem twierdzićby można, że to znaczy „Rule Britannia — mruknął Eugeniusz.
Przycupnęli obok inspektora, a po niejakim czasie Eugeniusz wyciągnął się, jak długi na dnie czółna i zakrył sobie twarz kapeluszem.
Godziny upływały za godzinami, wiatr przynosił od strony miasta odgłosy dzwonów i zegarów. Słyszeli bijącą pierwszą godzinę po północy, a połem drugą i trzecią. I bez tego zresztą poznaliby, że noc już upłynęła, widząc na rzece szeroki, czarny pas, oznaczający cofanie się wody, czyli odpływ.
Zdawało się już, że człowiek, na którego czatowali, zdołał umknąć, ostrzeżony przez kogoś.
Riderhood klął już zcicha i żalił się na cały ród ludzki, który pozbawić go chce owoców jego pracy, wreszcie pomysłowy ten człowiek udzielił inspektorowi zbawiennej rady,
— Mam tu swoje czółno, panie inspektorze.
— A więc?
— Wsiądę i popłynę zobaczyć, co się dzieje? Znam doskonale zwyczaje Gaffera, wiem, o której godzinie i gdzie bywa jego łódź w czasie odpływu.
— Niezła myśl — rzekł inspektor.
— A jeżeli uda mi się znaleźć co, to świzdnę.