Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zwracam uwagę czcigodnego pana Riderhood — rzekł Eugeniusz, — że świzdanie jest odgłosem, który symbolizuje tajemnicę i wywołuje różne wnioski. Otóż, jeżeli czcigodny Riderhood raczy liczyć się z mojem skromnem życzeniem, to radzę mu, aby nie gwizdał.
— Który z panów adwokatów mówi, żeby nie świzdać? — zagadnął Riderhood. — Widzi mi się, że to ten drugi adwokat, co pisał i był świadkiem.
— Odnośnie do pytania, zadanego przez czcigodnego Riderhooda, mam zaszczyt stwierdzić, że jestem tym drugim adwokatem — odparł Eugeniusz, nie zmieniając postawy i trzymając wciąż kapelusz na oczach.
— Panowie wszyscy dobrze widzą? — spytał wtedy Riderhood.
— Tak, wszyscy.
— A więc, jeżeli co znajdę, to stanę pod gospodą od strony rzeki i będę tak stał, czekając na panów.
Zgodzono się na to i Riderhood znikł, co przyniosło niemałą ulgę jego przymusowym towarzyszom. Czekanie było teraz mniej uciążliwe. Po małej godzinie Riderhood stanął na umówionem miejscu, a każdy z trzech czekających utrzymywał, że dostrzegł go pierwszy. Stał prosto nad nimi pod ścianą gospody, tak blisko, że mogli rozmawiać z nim przyciszonym głosem.
— Znalazłeś go?
— Nie.