Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bio, to ja ci powiem, że Chesnel dał już coś niecoś twemu synowi, coś około...
— Mój syn byłby niezdolny przyjąć cokolwiek od Chesnela! wykrzyknął starzec prostując się i przerywając Kawalerowi. Mógł poprosić ciebie, tak, ciebie, o jakieś dwadzieścia pięć ludwików...
— Coś około stu tysięcy funtów, ciągnął Kawaler.
— Hrabia d‘Esgrignon winien sto tysięcy funtów takiemu Chesnelowi! wykrzyknął starzec z oznakami głębokiej boleści. Och! gdyby to nie był jedyny syn, dziś jeszcze pojechałby na Wyspy z patentem kapitana! Zadłużyć się u lichwiarzy, którym się płaci gruby procent, dobrze! ale Chesnel, człowiek do którego się przywiązujemy!
— Tak, nasz uroczy Wikturnjanek schrupał sto tysięcy funtów, drogi margrabio, podjął Kawaler strząsając tabakę z kamizelki; to mało, wiem o tem. Ja w jego wieku!... Ba! Ale dajmy pokój wspomnieniom, margrabio. Hrabia tkwi na prowincji; ostatecznie, w tych warunkach, to nie źle, zajdzie daleko; to są dzieciństwa zuchów, którzy później dokonają wielkich rzeczy...
— I on tam śpi na górze, nie powiedziawszy nic ojcu. wykrzyknął margrabia.
— Śpi jak niewinne dziecię, które unieszczęśliwiło dotąd kilka mieszczanek; teraz czekają go księżne, odparł Kawaler.
— Ależ on się doigra dekretu uwięzienia!
Oni znieśli te dekrety, rzekł Kawaler. Kiedy usiłowano stworzyć prawa wyjątkowe, pamiętasz co za