Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wie wypłacili, byli bowiem w tej chwili dłużni du Croisierowi; ale uprzedzili go listownie, aby na przyszłość nie przekazywał na ich dom takiej sumy bez zawiadomienia. Wielce zdziwiony, du Croisier zażądał rachunku, posłano mu go. Ten rachunek wytłómaczył mu wszystko: godzina zemsty wybiła.
Kiedy Wikturnjan odebrał swoje pieniądze, zaniósł je pani de Maufrigneuse, która schowała banknoty do biureczka; chciała pożegnać się ze światem, idąc ostatni raz do Opery. Wikturnjan był zamyślony, roztargniony, niespokojny; zaczynał się zastanawiać. Myślał sobie, że miejsce jego w loży księżnej może go kosztować drogo, że lepiej byłby uczynił, gdyby, złożywszy trzysta tysięcy franków w bezpiecznem miejscu, wsiadł na pocztę i rzucił się do nóg Chesnelowi, wyznając mu swoje kłopoty. Przed wyjściem z Opery, księżna objęła Wikturnjana cudownem spojrzeniem, w którem błyszczała chęć pożegnania się jeszcze z owem gniazdkiem, które tak kochała! Zbyt młody hrabia stracił jeszcze i noc.
Nazajutrz o trzeciej znalazł się w pałacu Maufrigneuse, przyszedł po rozkazy księżnej aby wyjechać z nią tej nocy.
— Pocobyśmy mieli wyjeżdżać? rzekła. Zastanawiałam się nad tym pomysłem. Wicehrabina de Beauseant[1] i księżna de Langeais znikły. Moja ucieczka byłaby czemś bardzo pospolitem. Stawimy czoło burzy.

To będzie o wiele piękniej. Jestem pewna powodzenia.

  1. Ojciec Goriot.