Strona:PL Artur Oppman - Monologi.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pisnęła panna ledwo żywa,
W błękitnych ślepkach iej się mroczy,
A duch w uściski ją porywa,
Całuje usta, włosy, oczy!...

O! srogie dziwy, do kaduka!
Dotąd na świecie ich nie było!
Baśce haniebnie serce puka,
Lecz jej nie straszno, nawet miło!
A czyje też to uściśnienia,
Czyj duch to, taki zapalczywy?
I rzuci oczkiem od niechcenia,
Aż tu Marcinek, jakby żywy?...

Wołać na pomoc — nie wypada!
Śpią wszyscy dawno... noc już głucha!
Ano! cóż robić? Trudna rada! —
I Baśka w zamian ściska „ducha.“
O całym świecie zapomniała,
Nic już nie widzi i nie słyszy
I ieno liczko ogniem pała,
I jeno pierś się wznosi... dyszy...

A w tem ktoś wrzaśnie im nad uchem —
— Ha? tuście ptaszki! tu kochanki!
I kropiąc kijem jak obuchem,
Przerywa ducha zalecanki.