Strona:PL Artur Oppman - Monologi.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak oparzona Baśka skoczy,
Duch się haniebnie onieśmiela,
Aż mu zaświeci prosto w oczy,
Okrutna panna Domicela.

Dziewka, by lilii blednie kwiecie,
Ze sromu zmysły prawie traci:
Boć to nie duch był żaden przecie,
Ale Marcinek w swej postaci.
A zaś nazaiutrz na podłodze,
Kładą pachołki szmat kobierca,
I pan Marcinek, cierpiąc srodze,
Sto odlewanych wziął od serca!

A gdy się z bólu ledwo rucha,
Siekąc go woła staruch krewki:
— A nie udawaj waszmość ducha!
A nie kuś dziewki! nie kuś dziewki!
A Domicela pannę Basię
Zabrała także „na rozmowy.“
Nic mi dopatrzeć nie dało się,
Z tej pogawędki pannicowéj

Zamknęła alkierz i alkowę.
Jenom posłyszał słówek kilka:
— A nie wywołuj wilka z lasu!
A nie nęć wilka! nie nęć wilka!...
..................