Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią fanatyków, oddają się starodawnej i szanownej grze w kręgle i walą kulami, wołając co pewien czas tryumfalnie: „Partja!“
Wtedy następuje chwilowy odpoczynek, urozmaicony fundą, składającą się z kolejki piwa, które stawia ów, co poszkapił się i przegrał.

Zmrok zapada, księżyc wschodzi,
Wioślarz woła: „Czas do łodzi!“
Chwiejne nogi kiepsko niosą
Przez trawniki lśniące rosą.

A na statku cisza głucha,
Szwiec się Marcin „ledwo rucha“,
Śpią i chrapią niegdyś żwawi...
Niech im Pan Bóg błogosławi!