Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie i, pokrzepiwszy siły, zwątlone rzeczną podróżą, zabrać się do tańca przy dźwiękach żydowskiego tercetu: skrzypce, bas i trąbka, czyli wędrownej kapeli, jaką z takim bajecznym humorem opisał w „Muzykantach“ Klemens Junosza.
Po chwili też zjawia się niewątpliwie ostatni z „cymbalistów wielu“, tradycyjnie nazywający się Jankielem, który grą swoją, istotnie artystyczną, zachwyca zgromadzonych i „oddaje wiatrom“ smętne a ogniste czardasze i dostojne polonezy.
Przybywa też nieodzowny, popularny od lat dawnych na Saskiej Kępie stary Abramek, z koszem karmelków i czekoladek i ze swojem stereotypowem: „Śliczne panienki, ładne kawaljery! do karmelki! do karmelki! do czekoladków! Psiegrał — nie wigrał!“

Ach, niejedna tu zabawka!
Karuzela i huśtawka;
Panna suknię sznurkiem spina,
Bo wiatr psoci, figlarzyna!

Coraz wyżej, coraz wyżej,
Aż się niebo do nich zbliży,
Aż się pannie kręci w główce.
Dobrze bywa na majówce!


Starsi zaś panowie, pragnący rozrywki mniej poetycznej, a zato bardziej interesującej, zdjąwszy surduty i kamizelki, zapalczywie, z całą namiętno-