Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się do człowieka. Dopadłem bez tchu obozowiska i opowiedziałem swą przygodę, ale Indjan jakoś wcale to nie wzruszyło. Mimo to nabiliśmy strzelby i poszliśmy na miejsce gdziem napotkał jaguara, ale go już nie było. Szukać go po lesie nie chciałem, gdyż trzeba było iść z osobna, albo torować sobie drogę przez gęste pnącze.
Wieczorem minęliśmy ujście Kano del Manati, tak zwane z powodu ogromnej ilości połowionych tu krów morskich, (manati, lub lamanti), To trawożerne wodne zwierzę ssące dochodzi tu do dziesięciu i dwunastu stóp długości, zaś waży 500 do 800 funtów. Wodę pokrywały ich odchody podobne do bydlęcych, ale bardziej cuchnące. Lamanti połyka mnóstwo trawy, ma żołądek podzielony na mnóstwo komór i sto ośm stóp długie kiszki. Sam widziałem to wszystko napełnione trawą. Rozciąwszy to zwierzę zdumiałem się wielkością, kształtem i położeniem płuc jego. Tkanka płuc ma wielkie oczka i przypomina ogromny pęcherz pławny. Łapią je przeważnie po znaczniejszych powodziach, kiedy się z rzek dostają do licznych jezior i moczarzysk. Ze skóry krowy morskiej, półtora cala grubej, robią pletnie, używane niestety na niewolników, a nawet Indjan, których prawo uznaje za wolnych obywateli.
Indjanie nasi rozłożyli tuż nad wodą wielkie ognisko i ponownie zauważyłem, że światło przywabia krokodyle, a nawet delfiny (toniny), które sprawiają hałas, przeszkadzający w spaniu.
Tej nocy dwa razy zrywaliśmy się na nogi. Raz podeszła do obozowiska samica jaguara z młodemi, by je napoić w rzece, a gdy ją odpędzono, jaguarzęta miauczały długo, niby nasze koty. Niedługo potem ukąsił naszego psa w nos jeden z olbrzymich, lata-