Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odezwała się baronowa — cały podjazd do pałacu zmieniono gruntownie; brama wjazdowa nawet znajdowała się poprzednio w najzupełniej innem miejscu.
— A tak — przyznał Monte Christo — lecz taki dałem rozkaz, by mieć dogodniejszy wyjazd w stronę lasku bulońskiego.
— I tych wszystkich zmian dokonano zaledwie w cztero-dniowym okresie czasu? Zdumiewające, zaprawdę — wmieszał się do rozmowy Morrel.
— Istotnie — zrobił uwagę Debray — starą ruderę momentalnie nieomal przeobrazić w pełen czaru pałacyk — to cud prawdziwy. A że to był dom stary i nad wyraz ponury — nie ulega to najmniejszej wątpliwości. Przed dwoma laty, pamiętam, oglądałem go z panem de Saint-Meran.
— Pan de Saint-Meran? — pochwyciła pani de Villefort — więc dom ten do pana de Saint-Meran należał?
— Tak mi się przynajmniej zdaje — potwierdził jakby niepewnie Monte Christo.
— Jakto — tylko się panu zdaje?... Alboż nie wiesz od kogo ten dom nabyłeś?
— Na honor, — nie wiem. Wszelkiemi zakupami zajmuje się mój intendent.
— Wspaniały jesteś sobie, hrabio, z tem swojem nie wiem, w tak ważnej, jak kupno domu sprawie — ze śmiechem zrobił uwagę Chateau Renaud — wracając jednak do samego wyglądu tego pałacu, to istotnie posępnie się on prezentował przez długi szereg lat, ze swemi wiecznie zamkniętemi bramami i trawą zarosłym dziedzińcem. Gdyby nie należał on do teścia prokuratora królewskiego, niejeden mógłby wziąć go za jakieś przeklęte siedlisko wielkiej zbrodni, popełnionej ongi na jego terenie.
Villefort, który do tej chwili nie tknął nawet kieliszków, słysząc to — w jednym momencie wychylił pełen puhar do dna.
Po słowach tych, tak w otoczeniu tem niezwykłych, zapanowało głuche milczenie; po dłuższej chwili dopiero odezwał się Monte Christo:
— Dziwna rzecz, panie baronie, ale właśnie od pierwszej od-