Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Istotnie, jesteś pan niezwykłym człowiekiem — zrobił uwagę Danglars, tonem pełnym szacunku i uznania — i prawdę mówili filozofowie, wygłaszając maksymę, iż niema nic lepszego ponad bogactwo.
— Zwłaszcza gdy się ma duże wymagania i duże fantazje — dodała baronowa.
— O, niech mi pani nie robi honoru przypuszczeniem, by to była myśl nowa. Pilinjusz wspomina przecież, iż z Ostji sprowadzano do Rzymu pewien gatunek ryb, zwanych Mulus: był to przecież taki sam zbytek jak mój, że je sprowadzano żywe, a jednak robiono to, ponieważ widok ich miał być podobno wyjątkowo zajmujący. Trzykrotnie mianowicie zmieniały barwę zanim zasnęły!
— Zapewne, iż to była również fantazja bogatych rzymian; z Ostji do Rzymu wszelako niema więcej jak dziesięć mil drogi?...
— Prawda — odpowiedział Monte Christo — lecz cóżby to był za postęp, gdyby od czasów Lukullusa, po upływie osiemnastu wieków, nie postąpiono i w dziedzinie zbytków?
Obaj panowie Cavalcanti szeroko otworzyli oczy, na tyle jednak mieli rozsądku, iż siedzieli cicho.
— Wszystko to jest godne podziwu — zrobił uwagę Chateau Renaud — jednakże, przyznam się panu, że w zdumienie najwyższe wprowadza mnie pańska służba, jej nadzwyczajny pośpiech, z jakim wypełnia rozkazy! Dom ten stał się własnością pan przed pięcioma, czy sieścioma dniami przecież?
— Istotnie, jeszcze przed tygodniom nie wiedziałem nawet o jego istnieniu.
— I w tak krótkim czasie — co za kolosalne zmiany! Jeżeli się nie mylę, wjazd do pałacyku był najzupełniej inny, był tam wybrukowany polnym kamieniem, pusty dziedziniec jedynie, gdy teraz rozpościera się tam wspaniała murawa, kwiatami strojna i okolona stuletniemi drzewami.
— Cóż poradzić na to, drogi panie, gdy przepadam za zielonością i cieniem drzew?
— Masz pan doskonałą pamięć, panie Chateau Renaud —