Strona:PL Żeligowski Edward - Jordan (wyd. 1870).pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nieraz z bezsennej pościeli,
Jak niespokojny z grobu cień upiora,
Którego ludzie wyklęli,
Leciałem w bezdnie — lecz lotom szalonym
Białe pokory nie odbiegło pióro,
Ach! w Tobie Boże i w tobie naturo
Szukałem ulgi mym skrzydłom znużonym!

Wieleż razy głąb duszy chciałem wyspowiadać,
Czyli Niebios nade mną takie przeznaczenie,
Którego tajnie napróżno chcę badać,
Czy to losów dziejowych smutne pośmiewiska,
Ażebym cierpiał, cierpiał nieskończenie?

I na cóż pokochało me oko przestrzenie,
Tonące oku, za wzroku granicą?
I strome, znikające w mgły zwojach urwiska,
Które gonię szalony mej duszy źrenicą,
Nie mogąc skrzydłem podołać wzrokowi?
Na cóż upodobanki orle kolibrowi?

Bądź zdrowy, serca pokoju!
Ach! ty nigdy nie mogłeś zagościć w mem łonie!
I ty, ciszy domowej poświęcony zdroju,
Co balsamem orzeźwiasz zmordowane skronie,
I serdecznego zbytki przygaszasz płomienia!
Ach! twą ciszę burzyły piersi mojej tchnienia!