Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  16   —

sześć dni stwarzał świat, a siódmego dopiéro odpoczął. Jak to wszyscy ludzie pracują na świecie, i król na tronie, i pan w pięknym pałacu, i urzędnik przy stoliku, i rólnik przy pługu, i starzy, i młodzi, i kobiéty, a nawet i dzieci. A kiedy mówił, że pot krwawy zléwa czoło gospodarza i gospodyni, każdy pracują, by wyżywili siebie i rodzinę, że często pomimo téj krwawéj pracy nie mają kawałka chleba, że dzieci biedaków i wdów płaczą nieraz z głodu, że taka nędza na świecie, wtedy wszyscy upadli na kolana i płakali okrutnie — o, i ja sobie zapłakałem. Zapłakałem jak siérota, że nie mam ni zagonka jednego własnego, ani choćby najnędzniejszéj chaty, ot że nic mi się nie wiedzie i dosyć. — To mówiąc Mateuszek machnął ręką i cichaczem otarł łzę gorżką. Potém kiedy się wszyscy uciszyli, prawił daléj parobczak, ksiądz Dobrodziéj popatrzył słodko po kościele, rzucił okiem i na mnie biedaka, że aż się lżej na duszy zrobiło, i zapytał wszystkich. Ale czemu, chociaż to wszyscy pracują, orzą i sieją, a nie wszyscy jednakie plony zbierają, ot tak jak i Szymon i jego towarzysze, którzy cały dzień ryby łowili i nic nie ułowili? No, powiédzcie mili bracia, powiédzcie, — pytał ciągle ksiądz Dobrodziéj, dla czego to tak się ludziom nie szczęści? I zatrzymał się, i czekał, jakby na odpowiédź, a czekał dosyć długo, pochyliwszy się na ambonie. Zacząłem i ja myśléć: „A przecież pracuję, rano wstaję, mojemu gospodarzowi ni ziarnka nie uronię,