Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  17   —

a nic dotąd nie mam, takci widać Pan Bóg chce i takać Jego wola“, i byłem ciekawy, co na to ksiądz Dobrodziéj powié; a ksiądz Dobrodziéj rzekł: zaraz wam to powiém w części drugiéj, i myślał sobie, i coś przypominał.
Oto bracia moi, dla tego tak wam się nieszczęści, mówił ksiądz Dobrodziéj, bo do pracy nie bierzecie się z Bogiem; a kto nie z Bogiem, to i Bóg nie będzie z nim. I tu zaczął opowiadać, jak to niejeden rólnik orząc pole, ani pomyśli, że Bóg mu dał wszystko; że oprócz tego nie jest ni dobrym ojcem ni dobrym mężem, że się z grzéchów sumiennie nie spowiada, kazania uważnie nie słucha, więc téż co zasieje, to zbiéra, a nic mu ręką nie idzie. Och! poprawcie się dzieci, mówił ksiądz Dobrodziéj, pracujcie myśląc o Bogu, módlcie się przy pracy, nie trwońcie grosza na hulatykę, dziesięcinę waszéj pracy oddajcie biédnemu, a Bóg waszéj pracy pobłogosławi.
Ma racyą Dobrodziéj, pomyślałem sobie, wszakże ci i ja przeszłéj niedzieli napiłem się za nadto wódki, pobiłem się z Jankiem, nabiłem sobie guza na łbie, sukmanę rozdarłem, a plaster, co doktór przyłożyć kazał, kilkanaście groszy kosztował. A dla czegóż to kilka groszy, ba złotówek krwawo zapracowanych tak marnie poszło? to dla tego, że nie myślałem o Panu Bogu. Ale poprawię się, tak mi Panie Boże dopomóż; pracować będę jak wół, myśląc dzień cały o Panu Bogu, i dorobię się i własnéj chaty i kilku morgów pola.