Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wo można wdepnąć. Jakim cudem może być jeszcze naród taki ciemny, żeby się uganiać za takimi.
Czemuż Swann nie odpowiedział bodaj jak Forcheville: „Ba, zawsze to księżna; są jeszcze ludzie, na których to działa”, coby pozwoliło pani Verdurin odpowiedzieć: „Niechże im będzie na zdrowie!” Zamiast tego, Swann rozśmiał się poprostu w sposób, który oznaczał, że nie może nawet brać serjo podobnych niedorzeczności. Pan Verdurin, wciąż zerkając na żonę, widział ze smutkiem i rozumiał aż nadto dobrze, że nią miota gniew Wielkiego Inkwizytora, który nie może wytępić herezji. Aby więc skłonić Swanna do odrzeczenia się (ile że odwaga własnego zdania wydaje się zawsze rachubą i tchórzostwem w oczach tych, przeciw którym się zwraca), pan Verdurin zagadnął go:
— Niechże pan powie szczerze co pan myśli, my im nie powtórzymy.
Na co Swann odparł:
— Ależ to bynajmniej nie przez strach przed księżną (jeżeli państwo mówicie o pani La Tremoïlle). Upewniam pana, że wszyscy z rozkoszą bywają u niej. Nie będę twierdził, aby była „głęboka”... (Swann wymówił „głęboka” tak, jakby to było słowo komiczne; język Swanna bowiem zachował ślady nawyków, które pewna odnowa charakteru —

213