Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zem, uczułem ból, wdzięczność, żal, które byłbym chciał mu wyrazić. Wobec ich ogromu, uznałem że prosty ukłon byłby czemś zbyt mizernem i że mógłby obudzić w wuju urojenie iż poczuwam się w stosunku do niego jedynie do banalnej grzeczności. Wolałem wstrzymać się od tego niewystarczającego gestu i odwróciłem głowę. Wuj myślał, że się w tem trzymam rozkazu rodziców, nie przebaczył im tego, i umarł w wiele lat później, nie ujrzawszy nikogo z nas na oczy.
Toteż nie wchodziłem już do zamkniętego obecnie pokoiku wuja Adolfa i krążyłem w okolicach spiżarni, kiedy Franciszka, spostrzegłszy mnie na podwórzu, rzekła: „Każę dziewczynie podać kawę i zanieść na górę ciepłą wodę, muszę lecieć do pani Oktawowej”. Wówczas decydowałem się wrócić i szedłem wprost do siebie czytać.
„Dziewczyna” to była istota abstrakcyjna, trwała instytucja, której nieodmienne atrybuty stworzyły rodzaj ciągłości i tożsamości poprzez kolejność przemijających form w które się wcielała; nie było bowiem nigdy jednej i tej samej przez dwa lata z rzędu. W roku w którym jedliśmy tyle szparagów, dziewczyna obowiązana z urzędu skrobać je, była to biedna, chorowita istota, dość daleko posunięta w ciąży w chwili gdyśmy przybyli na Wielkanoc, dziwiono się nawet, że Franciszka pozwala jej tyle

156