Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

latać z posyłkami i tyle robić, zaczynała bowiem z trudem dźwigać przed sobą tajemniczy koszyk, z każdym dniem pełniejszy, którego dostojne kształty odgadywało się pod obszernym kaftanem. Kaftan ten przypominał opończe okrywające niektóre symboliczne figury Giotta, których p. Swann dał mi fotografje. To on zwrócił naszą uwagę na to, i kiedy nas pytał o zdrowie pomywaczki, mówił: — „Jak się miewa Caritas Giotta?”
Zresztą i ona sama, biedna dziewczyna, spulchniona przez ciążę, aż do twarzy, aż do policzków, które zwisały proste i kwadratwe, dosyć była w istocie podobna do owych tęgich i męskich dziewic, raczej matron, których cnoty upostaciowały się w Arenie. I zdaję sobie sprawę obecnie, że owe Cnoty i Przywary padewskie były do niej podobne jeszcze i na inny sposób. Tak samo jak obraz tej dziewczyny urósł przez dodatkowy symbol, który nosiła przed swoim brzuchem — nie wyglądając na to aby rozumiała jego sens i w niczem nie odbijając na swojej twarzy piękności i ducha tego symbolu — niby zwykłe i uciążliwe brzemię, tak samo, nie zdając się podejrzewać tego, potężna megera, przedstawiona w Arenie pod mianem „Miłosierdzia”, której reprodukcja wisiała w mojem studjo w Combray, ucieleśnia tę cnotę, mimo iż żadne pojęcie miłosierdzia nie mogłoby się wyrazić w jej

157