Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

djabolicznego wyrazu, który byłby w harmonji z życiem jakie musiała prowadzić. Trudno mi było uwierzyć aby to była kokota, a zwłaszcza nie byłbym myślał że to jest „wielka kokota”, gdybym nie był widział dwukonnego powozu, różowej sukni, naszyjnika pereł, gdybym nie wiedział że wuj zna tylko pierwszorzędne. Ale pytałem sam siebie, jaki miljoner, opłacający jej powóz, willę i klejnoty, może znajdować przyjemność w tem aby tracić majątek dla osoby wyglądającej tak skromnie i tak przyzwoicie. A jednak, kiedym myślał o tem czem musiało być jej życie, niemoralność jego niepokoiła mnie może więcej niż gdyby się była skonkretyzowała przedemną w osobliwej postaci, — przez to że była tak niewidoczna jak tajemnica jakiegoś romansu, jakiegoś skandalu, który kazał jej opuścić czcigodnych rodziców i wydał ją na pastwę całego świata; który rozwinął jej piękność i wzniósł aż do półświatka i sławy tę, którą gra fizjognomji, ton głosu, podobne do tylu innych znajomych mi kobiet, kazały mi mimowoli uważać za młodą pannę z dobrej rodziny — ją, nie należącą już do żadnej rodziny.
Przeszliśmy do „gabinetu do pracy”; wuj, nieco zakłopotany moją obecnością, poczęstował damę papierosem.
— Nie, rzekła, kochanie, wiesz, że jestem przy-

151