Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 01.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajona do tych, które mi przysyła Wielki książę. Powiedziałam mu, że jesteś o nie zazdrosny.
I wydobyła z etui papierosy pokryte cudzoziemskiemi i złoconemi napisami.
— Ależ tak, — dodała po chwili, musiałam spotkać tutaj ojca tego młodego człowieka. Czy to nie jest twój bratanek? Jak ja go mogłam zapomnieć. Był taki dobry, taki uroczy dla mnie, — rzekła ze skromną i tkliwą minką.
Ale, na myśl czem musiało być szorstkie zachowanie się ojca, które nibyto wydało się jej tak miłe, ja który znałem jego sztywność i chłód, byłem zakłopotany — jakby jakąś jego niedelikatnością — tą dysproporcją między nadmierną wdzięcznością jaką mu płacono a jego niedostateczną uprzejmością. Uważałem później, że to jest jedna ze wzruszających stron tych kobiet, bezczynnych i pracowitych, iż poświęcają swoją wspaniałomyślność, swój talent, swoje potencjalne marzenia o piękności duszy, — bo, jak artyści, nie realizują ich, nie wprowadzają ich w kadry codziennego życia — i złoto, które niewiele je kosztuje, nato aby cenną i delikatną oprawą wzbogacić surowe i dość nieokrzesane życie mężczyzn. I ona, tak jak w pokoju gdzie wuj przyjmował ją w kurtce roztaczała swoje ciało tak słodkie, swoją różową jedwabną suknię, swoje perły, elegancję płynącą z przyjaźni Wielkiego księcia,

152