Strona:Karolina Szaniawska - Panna Katarzyna.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

— Chciałabym jak najprędzej wrócić — odparła mocno już zajęta szyciem. Trochę roboty mam; szkoda czasu, a i grosza także. Nie wiem tylko czy bratowa dzieci w dwa, trzy dni, wyszykuje.
— Dzieci?
Spojrzała zdumiona.
— Muszę przecież dzieci zabrać.
— Co pani z niemi pocznie, na miłość boską, panno Katarzyno! — wyrwało mi się z głębi duszy.
— Doprowadzę do chleba.
— To wcale łatwem nie jest. Czy pani ma pojęcie...
— Mam — rzekła stanowczo.
— Ileż tych dzieci sprowadza pani na swój koszt?
— Troje. Kocio pójdzie do kupca, Tadzio do klas, Kazia weźmie się do igły. Mam dla Kazi miejsce przyrzeczone w pracowni pierwszorzędnej; o Kociu też mówiłam — kazano go sprowadzić, a Tadzio ma dopiero ośm lat, będzie w domu się uczył i potem dopiero zda egzamin.
Optymizm panny Katarzyny przekraczał granice zdrowego rozsądku. Nie odezwałem się ani jednem słowem. Po cóż burzyć gmach nadziei? — życie to zrobi samo. Niech biedna kobieta choć w myśli zazna szczęścia. A jednak mimowoli, podziwiałem odwagę panny Katarzyny. Może czeka ją zwycięztwo, gdy jest tak pewna siebie, śmiało idąc naprzód. Mimowoli także porównywałem cichą jej ofiarę z głośnymi występami pań i panien filantropek. Wenty, koncerty, bale — brr.... aż człowiekowi zimno!...
W kilka tygodni później spotkałem pannę Katarzynę na ulicy. Jaśniała radością — promieniała.
— Proszę mi powinszować — rzekła podając mi rękę. Jestem szczęśliwą matką, dzieci mi się powiodły.
— Winszuję! winszuję! — odparłem szczerze kontent.
— Kazia zacznie brać pensję — mówiła mi szwaczka. W przyszłym miesiącu dostanie już dwa ruble i obiady. Kocio ma jedzenie i ubranie; tylko sypia u nas; chodzi do szkoły niedzielnej, Tadzia darmo uczy student i nie może się nachwalić, co to za dobry i pracowity chłopak. Tadzio zostanie na pewno księdzem albo doktorem. Przyrzekł mi, więc dotrzyma.


∗                              ∗