Strona:Karolina Szaniawska - Na całe życie.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podczas gdy jej własne spłowiałe i zamglone, bardzo słabo przypominały przeszłość.
— Pani Felicja — szepnąłem.
— Tak, dobry panie Michale — rzekła podając mi rękę, a potem zawołała z tą nieśmiałością, jaka cechuje ludzi biednych — może ja panu przeszkadzam, zatrzymując go tutaj… doprawdy, niech mi pan wierzy, nie chciałabym być natrętną, proszę mi wybaczyć…
Upoważniony stosunkiem tak dawnej znajomości, wyznałem otwarcie, że jestem bardzo głodny i na obiad mi pilno, jeżeli zatem, tu skłoniłem się małej Jani, trzymającej w buzi paluszek, panie raczą pozwolić, to możemy iść razem do jednej z restauracyj, gdzie kobietom bywać wypada.
Wymawiając się z początku, przystała jednak na moją propozycję, ja ująłem rączkę Jani, która dziwnie przypadła mi do serca i poszliśmy na obiad.
Biedna Felcia przeszła smutne koleje. Opowiedziała mi całą przeszłość, płacząc rzewnie, podczas gdy Jania posiliwszy się rosołem, usnęła na moich kolanach.
Eugenjusz umarł po bardzo krótkiej chorobie, a kuzynki i sąsiadki, ubolewające nad samotnością i opuszczeniem młodej wdówki, wyswatały ją niemal przemocą.
— Czemuż — powtarza płacząc biedna Felcia — my kobiety, tak nieoględne jesteśmy. Nie zastanowiłam się wcale nad ważnością tego kroku, którego nawet nie usprawiedliwia miłość.
— Czy to jest zły człowiek?
— Próżniak, to najgorsze, a teraz, gdy doprowadził mnie i dziecko do ostatniej nędzy, gdy brakuje