Strona:Karolina Szaniawska - Na całe życie.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nam środków do życia, tłumacząc się, że powoduje nim rozpacz, której oprzeć się nie jest w możności, wynosi z domu co tylko ma jaką wartość i przepija.
Odwiedziłem ją potem w mieszkaniu. Widok, jaki mnie spotkał, do tej pory stoi w mej pamięci.
Mąż Feli spał po sutej libacji w sąsiednim szynku, parę tapczanów, stół i krzesełko, stanowiły całe umeblowanie ich stancyjki. Przez wzgląd na biedną kobietę i dziecko, które cierpi tak niewinnie za lekkomyślność matczyną, usiłowałem postawić ich na nogi.
Pan Filip zajmował przez cały tydzień z wielkiem trudem zdobytą posadę, którą wyżebrałem niemal u jednego z naczelników. Potem zrobił sobie święto, bo jak mówi, niedziela stokroć lepsza od poniedziałku, a ciężka praca nie dla niego, który przecież jest dobrze wychowanym człowiekiem i z prostakami bratać się nie myśli. Słowem w walce o byt nie chce brać udziału.
— A ona?
— Sprzedaje co może i tak żyją do pewnego czasu. Czy jednak wystarczy to na całe życie?..
— No, panno Marjo, idźmy dalej, gdyż mój album ma jeszcze dużo kartek.
— O, dość już, dość mi tego!…
— Powiedz mi pani, dla czego chcesz wyjść za Alfreda?
— Ani myślę.
— Dla czego?
— Bo… nie wiem sama…

Karolina Szaniawska.