Strona:Karolina Szaniawska - Na całe życie.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nauczy się, nauczy — odparła żałośnie kiwając głową — i ja też nie umiałam, a dziś i kuchnią zarządzę i prasować się nauczyłam, i uszyję też jako tako....
Umilkłem, bo i cóż można odpowiedzieć na podobny argument?
Trzeba więc koniecznie, aby los zmuszał później kobietę do uczenia się tego, w czem przewodniczką i mistrzynią powinna być matka.
Jakim cudem przeżyły rok cały po śmierci męża i ojca, nie zmieniwszy nawet mieszkania, które w obecnych warunkach było trochę za kosztowne, Bogu to tylko wiadomo, w następnym zaś Józia wyszła za starego radcę, który był zwierzchnikiem Hilarego i często bywał w ich domu.
Na weselu znajdować się nie chciałem, tak mi żal było tego kwiatka, skazanego na smutną wegetację przy boku zgryźliwego staruszka.
Józia choć zmieniła się bardzo, jest niemal piękną, lecz ta jej uroda wydaje mi się ostatnim promieniem gasnącego słońca.
Uśmiech nigdy na jej ustach nie gości, blada twarzyczka nosi ślady łez, a w sercu zagłuszyć pragnie pierwszą miłość, którą żywiła dla innego, składając przysięgę na całe życie.
Ani wygody, któremi mąż ją otoczył, ani kosztowne kuracje, wyjazdy za granicę, nie zdołają życia jej przedłużyć.
Jestem pewny, że nie doczeka przyszłej zimy.
O Boże! jak było można zezwolić na tak niestosowny związek!
— A dlaczego pani chcesz zaślubić Alfreda?..