Strona:Karolina Szaniawska - Kartka z duszy matczynej.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   27   —

Wysiłkiem nadludzkim rzuciłam pytanie:
— Dokąd idziesz? co zamierzasz czynić?
— Umrzeć.
Opuściłam ręce — Józio przypadł do nich, ukląkł, do kolan głowę mi przycisnął, a gdy jej nie przygarnęłam, zerwał się.
— Nie broń mi matko, rzekł prawie szeptem. Nie mam pieniędzy bym mógł Olszówkę wykupić, handel wstrętny cofnąć, wyrwać ją!... Załamał ręce aż zatrzeszczały w stawach i, głosem podobnym do wycia, jęknął kilka razy.
Po chwili wybuchnął:
— Matko! czemu wydałaś na świat nędzarza! a później zamiast po twardej ścieżce go prowadzić, usuwałaś przed nim każdy kamień, by szedł wygodnie. Trzeba go było utopić odrazu, jak topią szczenięta, lub też puścić na mróz boso, zaznajomić z głodem, na grzbiet kłaść ciężary, gnębić pracą. Jak paniątko mnie chowałaś, a jam pies bezdomny!...
Chwycił się za głowę łkając w głos:
Zanim zdobędę to, co innym od urodzenia się dostało, kobietę, którą kocham, sprzedadzą starcowi, a mnie zje ból i rozpacz. Otworzyłam usta, aby słowo pociechy rzec; przerwał mi w połowie zdania.
— Wszystko to wiem, matko! zawołał gwałtownie. Na pamięć umiem wykrzykniki i frazesy, jakiemi ludzie jedni drugich, niby kataplazmami okładają, nie wierząc w skuteczność. Przestań na Boga, przestań. Bo ty masz prawo kazać, masz prawo żądać, abym żył — ale bądź miłosierna!...
Ogarnęło mnie uczucie, z którego dotąd sprawy sobie zdać nie mogę. Doznałam wrażenia, że zostaję znów sama na świecie jak przed laty, ufna, silna, a nawet silniejsza teraz olbrzymią mocą przebytych doświadczeń, gotowa iść naprzód ze spokojem wędrowca świadomego celu i kresu drogi.
Ujęłam rewolwer, nie po to jednak, ażeby schować przed zrozpaczonem dzieckiem narzędzie śmierci, lecz aby mu je oddać własną ręką.
— Wyrzekam się praw moich, rzekłam chłodno, jak gdybym nie stawiała na kartę wszystkiego, co mi było najdroższe i najświętsze. Uwalniam cię od obowiązków, jeśli do jakich względem mnie się poczuwasz, wyobraź sobie, że lufą rewolweru zdmuchnąłeś je jak świecę. Ale z długów przez ciebie samego zaciągniętych uwolnić cię nie mogę.
— Z długów moich!...