Strona:Karolina Szaniawska - Kartka z duszy matczynej.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   24   —

Nagle chłopiec mój zakwitł — dwudziestą pierwszą wiosną życia zajaśniał niby Maj. Stał się znów dzieckiem wesołem podawnemu, dzieckiem wierzącem, ufnem i pogodnem, a tak szczęśliwem, że najmniejsza drobnostka go cieszyła i wprawiała w zachwyt. Śpiewał i śmiał się, ukradkiem drobne kartki zapisywał, w objęcia mi padał, całował, do ucha najsłodsze słowa szeptał lub ręce oblewał mi łzami wśród wybuchów śmiechu. Taki przecudny był w tem wszystkiem!...
Z wakacyj letnich właśnie wrócił, od kolegi, gdzie dano mu przez miesięcy parę gościnność i zarobek i odmieniono w czarodziejski sposób. Pojechał niby gałązka nadwiędnięta, a wrócił dąbczak zazieleniony bujnie, w pełni sił. Jakże im byłam wdzięczna za tę odmianę!..
Nasłuchać się nie mogłam o dobroci całej rodziny państwa Krzemińskich, o pięknych tradycjach, sławnych przodkach, o poważaniu jakiem się cieszą wśród sąsiadów. Józio małomówny w ogóle, opowiadał teraz całemi godzinami; nigdy też nie było dosyć jemu opowiadać, a mnie słuchać. Mieszkają tam w domu, który kilka pokoleń wyhodował, w domu, którego każdy kamień jest pamiątką, każde drzewo wspomnieniem miłem albo smutnem, historyą wzruszającą niekiedy aż do łez. A portrety, a zbroje, a suknie tkane złotem, pasy lite, karabele drogiemi kamieniami zdobne, kosztowne rzędy, siodła!... Wszystko historją rodu jest, kroniką jej wielkości i chlubą.
Nie każdy kto się w tym domu zjawi skarby ogląda, on jednak, Józio, miał dozwolone rozpatrzyć najdrobniejszy szczegół — i w bibliotece szperać i w foliałach starych i aktach. Moc bogactw różnych tam się kryje zamknięta przed światem.
Gdy wtrąciłam uwagę, że przez to zamknięcie skarby wartość tracą, gdyż pożytku nie przynoszą, Józio z żalem na mnie spojrzał i przędzę wspomnień wakacyjnych snuć zaprzestał.
Myślałam, żem go uraziła, lecz on był teraz do urażenia trudny, po chwili mówić znowu zaczął, objaśniać mnie, dowodzić, że skarby są przecież nie na to, byśmy je rozrzucali, czas bowiem ich pożytku prędzej czy później przyjdzie kiedyś.
Umilkłam — wstyd mnie zdjął. Jakież mam prawo stawiać zarzut samolubstwa ludziom, którzy dali dziecku mojemu tyle chwil dobrych, odrodzili mi je niemal; natchnęli wiarą w życie, wesołością i energią!... Józio słusznie mówi: oni tych skarbów nie marnują, lecz zamiast marnotrawić chronią.


∗                                        ∗