Strona:Karolina Szaniawska - Babulka.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   45   —

barw nie było, musi tam farbierzy mają dobrych. Aż oczy bolą patrzeć, takie wesołe — dziw, że nie przemówi do człowieka.
— Przędza równa bardzo — zobaczycie po dniu, teraz już nie widać.
— U naszych ślicznie przędą — każda robota wychodzi tam na pokaz, ale kobiety, widzę, nauczyły się pięknych wzorów — pięknych i trudnych. Jabym tego nie potrafiła.
— Kto je uczy? powiedzcie proszę.
— A któżby!… Własne oko i rachuba — więcej nikt. Bywało przyjedzie do kościoła pani, ubrana, jak to mówią, po modnemu, przyjedzie i siada w ławkach, jużci nasze tkaczki mają na nią oko, jedna za drugą radaby się docisnąć. Przedostanie się która, klęknie i, Boże odpuść, choćby w czasie kazania, pochylona niziutko liczy nitki wzoru. Liczy, liczy, na pamięć swoję niby paciorki na sznurek nakłada… ledwie upłynął tydzień, a już z warsztatu świeży wzorek, pstremi pasami albo kratą, spogląda po izbie. Niewiasty i dziewki zazdroszczą, gdy się udał — wstyd, jeśli tkaczka źle zapamiętała.
— Tylko więc tą drogą nowość do chat płynie? Sądziłam, że kupujecie wzory z tkackich fabryk.
— Nijakich fabryk nie znamy. Każda chałupa jest fabryką, gospodyni musi odziać mężczyzn i dziewuchy — od czegóż len, konopie, wełna? Za moich czasów nosiliśmy spódnice kramne tylko latem, teraz słyszę, nawet chłopakom, ba samym gospodarzom nie wstyd ubrania kupować od żydów.
— Dawno opuściliście tamte strony?
— Siła lat, dobrze nie wiem — pan Jezus liczył i obróci mi na zbawienie, bom dużo, ach dużo wypłakała.
— Rodzice wasi tutaj pomarli?
— Nie, pani złocista. Leżą tam na cmentarzu w Osowicach, pewnie już w ziemię zapadli głęboko.
— Macie męża, córkę, wnuki?
— Juści mam. Syna jednego, córek dwie i wnucząt dwoje, alem nigdy męża ani swoich dzieci nie miała.
— Jakto?
— Tak, jejmościuniu. Moje to dzieci, a nie moje — moje wnuczęta, a nie moje, chłop zaś całkiem nie mój.
— Ten stary człowiek… widziałam go z dziećmi na podwórku, nie jest waszym mężem? Przyjaciel… dodałam nie mogąc znaleźć określenia.
Pochwyciła chłopczyka, który przed chwilą zszedł z kolan i zasłoniła się nim, jak gdyby tarczą. Był to ruch królewski…