Strona:Jerzy Bandrowski - W płomieniach.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i podtrzymywane przez zaprzedanych lub nieszczerze polskich urzędników i dziennikarzy, niesumiennych lub bezmyślnych karierowiczów politycznych, nie mogły już podlegać żadnej krytyce ani kontroli. Jak wąż hypnotyzuje mysz, która nie tylko nie ucieka przed nim, ale bezwładna i bezbronna, w małych podskokach sunie ku niemu, tak Wiedeń hypnotyzował duszą polską w Galicji wschodniej. To była tortura, a nie niedojrzałość społeczeństwa. Wciąż jeszcze mało kto wie na szerokim świecie, co się w tym czasie we Lwowie działo. Dzienniki nie mogą być miarodajne — czuwała przecież nad niemi austrjacka cenzura.
Wojna zaskoczyła społeczeństwo polskie w Galicji wschodniej. Społeczeństwo to, „oddając cesarzowi — co cesarskiego“, z początku nie tylko nie okazywało ze swej strony żadnej inicjatywy, ale, zachowując się biernie, zapatrywało się na swój mimowolny udział w wojnie wcale sceptycznie. Rząd austrjacki, poddawszy tych ludzi biernych i nie zdecydowanych, działaniu usilnej a przewrotnej propagandy, przy pomocy fałszywych informacji zdołał ich zdemoralizować, wciągnął ich podstępnie w cały wir kłamstw i tak stopniowo doprowadził do tego, że ludzie ci wbrew swym przekonaniom nie tylko oddali to, co oddać musieli, ale nawet złożyli rządowi dobrowolną hekatombą w postaci kilku tysięcy młodzików, zorganizowanych w legjonie wschodnim. To był najtragiczniejszy moment tych wszystkich przejść.
Nie wątpiąc, iż w opowiadaniu tego zawiłego i bolesnego procesu psychologicznego, mimowoli dopuściłem się wielu niedokładności, zaznaczam, że nie wszystkie są z mojej winy. Ustrój społeczeństwa polskiego w Galicji był bardzo skomplikowany i stąd w opowiadaniu liczne dygresje, tu też źródło niejednego poglądu nieścisłego, powierzchownego, a nawet pozornie sprzecznego z rzeczywistością.
Ostatecznie — dałem, na co mnie stać było. Mogą się mylić w sądach — rzeczy widziane odtworzyłem wiernie, jak również powtarzałem tylko to, co mi opowiadali ludzie, w moich oczach uchodzący za wiarogodnych.

Lwów 29 maja 1915 — Kijów 1917.