Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Równe grzędy wschodzących jarzyn okolone były krzakami porzeczek, cały ogród otoczony był wysokim, ceglanym murem, pod którym według angielskiego systemu wyciągnięte były szpalerem grusze.
Jakiś ogrodnik, zwrócony plecami do Inki, zajęty był sadzeniem cebuli. Przyglądała mu się z pewną nieufnością, wahającą się między chęcią ucieczki, a pełnym życzliwości instynktem towarzyskości. Ogrodnik ten wyglądał bardzo oryginalnie. Ubrany był w bufiaste spodnie i skórzane kamasze, czerwoną kamizelkę, włóczkowy żakiet i czapkę, zsuniętą nabakier. Wygląd miał niezbyt pociągający, ale za to reumatyczny — była pewna, że nawet, gdyby chciał ją gonić, nie dogoniłby jej. Wobec tego przysiadła na jego taczkach i przyglądając mu się w dalszym ciągu, zrobiła jakąś głośną uwagę.
Podniósł nagle wzrok i ujrzał ją. Niespodziewany widok omal go z nóg nie zbił.
— Dzień dobry! — rzekła Inka uprzejmie.
— Uf! — mruknął ów człowiek. — Co panienka tu robi?
— Przyglądam się, jak sadzicie cebulę.
Inka wiedziała, że to przecie bez gadania było widoczne, jednakże z całą chęcią potwierdziła to własnem zeznaniem.