Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Kacper Gałązka śmiał się jeszcze głośniej.
— Myślałem, że trzeba wam stołek przynieść, — mówił, dusząc się od śmiechu. — Przecież wy możecie tak gadać do nocy, a zmęczylibyście się bardzo tem staniem. Wszystko widzicie i wszystko słyszycie! Spocznijcie sobie, co?
Pulchniutka Wojciechowa zatrzepotała rękami, jak ryba wyjęta z wody.
— Mamy i takich we wsi, o których nic się człowiek dowiedzieć nie może, więc nie martwcie się, że kogoś obmówię, panie Gałązka! — syknęła. Odwróciła się z wściekłością na pięcie i opuściła plac targowy, znikając w wąskiej uliczce.
— Że też Julek-Postrach takiej ze sobą nie zabrał! — zaśmiał się stary Mateusz, gładząc swą długą brodę.
— Dopłaciłbym mu chętnie do tego, a na dokładkę dostałby wianek kiełbasy, — dorzucił Kacper Gałązka.
Raz tylko jeden zdecydował się Gałązka wybrać na połów ryb i na nieszczęście spotkał pulchną żonę Wojciecha. Po pół godzinie cała wieś wiedziała, że Kacper łowi ryby! Ale zirytował ją teraz tym stołkiem. Kacper Gałązka był bardzo z siebie zadowołony. Pogwizdując, wszedł do swego ogródka i zapalił fajkę. Udało mu się! Pulchna Wojciechowa przez cały dzień będzie chodzić zagniewana. Kacper Gałązka roześmiał się i zatarł z radością dłonie.