Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jował biedny Henryk, jak mu młoda żona nagle umarła. Spakował zawiniątko i ruszył w świat. Tak, tak... — Pulchniutka Wojciechowa poprawiła znowu sobie czepek. — Dwanaście lat od tego czasu upłynęło. Ciężkie życie miała babka z maleństwem. Przecież wszyscyśmy to widzieli! W żadną niedzielę nie mogła przyjść na czas do kościoła, bo musiała dzieciaka pilnować. Jeszcze teraz pamiętam, jak mówiła: „Trudno, praca jest pierwsza nawet, niż modlitwa“. Tak, zawsze tak mówiła! Co jej teraz biedaczce z tego Henrykowego listu? W ziemi leży dawno, a dziecko, ta biedna Magdzia też chora! Nic z niej nie będzie. Z włosów jest podobna do nieboszczki matki. Dopiero zdziwi się Henryk na wiosnę. Dopiero otworzy oczy. Ze swoją młodą żoną chciał odwiedzić wieś rodzinną i zabrać dziecko. Boże! Żeby wiedział u kogo jego córka przebywa, z pewnością pierwszym pociągiem przyjechałby z Ameryki! Kto wie, co było powodem choroby matki, mówiono ogólnie, że gruby szewc jest bardzo skąpy i dziewczynki zbyt dobrze nie odżywia. Ci podli ludzie za dużo chcą na dziecku zarabiać.
Pulchniutka żona Wojciecha niepokoiła się i wymachiwała rękami, a w pewnej chwili zawołała:
— Czy to nie Anielka Lipkówna z Basią Matysiakówną wchodzą tam do domu szewca Roszczyka? Tak, tak, to one. Naturalnie! Czy słyszałyście, panie? To także prawda... — Wojciechowa nagłe urwała, zachwiała się i zawołała ze złością: — Dajcie spokój! Moglibyście się wstydzić! Przestańcie...