Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaschły. Blade policzki pokryły się rumieńcem. Anielka zauważyła to i pomyślała:
— Nie powinnam była do niej przychodzić. Biedaczka jest bardzo chora. Pójdę już lepiej.
— Dobranoc, Magdziu, — rzekła głośno, — przyjdę któregoś innego dnia. Może ty teraz zaśniesz.
Ale, gdy Anielka była już przy drzwiach, Magdzia zawołała:
— Anielciu! Anielciu! Nie odchodź! Muszę ci coś powiedzieć! Ja... ja... to ja sznur zabrałam! Nie, Anielciu, ja go nie ukradłam! Nie jestem złodziejką! Naprawdę, Anielciu, nie jestem! Tylko matka prosiła, żebym go przyniosła. Myślałam, że ten sznur nikomu się na nic nie przyda. Anielciu, pomóż mi! Niech policja tutaj nie przychodzi. Anielciu! Anielciu!
Głowa Magdzi opadła na poduszki. Nowy atak kaszlu zagłuszył dalsze słowa. Nagle do izby wbiegła żona grubego szewca. Poczęła jęczeć głośno i chwyciła Magdzię za drżące ręce.
— Co się stało? Ach, Boże drogi, co też my musimy znosić!
Anielka opowiedziała o wszystkiem z przerażeniem. Wtem Magdzia otworzyła oczy.
— Matko, — wyszeptała, — Anielci zaniesie sznur z powrotem do fabryki. Ale nikomu go nie pokażesz, dobrze, Anielciu? Położysz go tylko na oknie, jak nikt nie będzie widział! Wiesz, tam w kącie, na oknie, z którego się widzi dom państwa, przy samych drzwiach. Heniek musi koniecz-