Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja popołudniu także swoje przyniosę... — zawołała z radością.
Popołudniu jednak słońce nie zaglądało już do sali fabrycznej. Anielka pocieszała zmartwioną Magdzię, że laleczki wygrzeją się na słońcu w poniedziałek rano i obydwie myślą o tem radowały się przez całe popołudnie. Gdy wybiła szósta, rozpędowe koła maszyn przestały się obracać. Rzemienne pasy nie posuwały się już, jakby pod wpływem śmiertelnego zmęczenia. Wszystko zamarło, przejęte pragnieniem święcenia niedzieli. Dzięki Bogu! Wśród robotników fabrycznych święto zaczynało się już w sobotę o szóstej popołudniu. Trzeba było tylko jeszcze maszyny oczyścić i potem... Anielce serce mocno biło w piersi. Przepojona radością biegała koło maszyn, które poczęły błyszczeć jak małe lusterka. W odległym kącie sali zabrzmiała cichutka pieśń:

„Złociste słońce, jakże piękne jesteś“.

Pieśń potężniała i poczęła brzmieć niby dziękczynna modlitwa w dusznej atmosferze sal przędzalni. Zimno i dumnie połyskiwały maszyny. Zamarły teraz w oczekiwaniu. Robotnicy i robotnice biegli do biura fabrycznego. Mężczyźni i chłopcy pościągali czapki z głów. Potem wszyscy wysypali się na dziedziniec z pieniędzmi w kieszeniach. Szybciej biegli i radośniej, niż każdego innego dnia. Anielka odczytywała już po raz dziesiąty nazwisko swe na kopercie, w której pobrzękiwały monety.
— Siedem złotych i dwadzieścia groszy masz