Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wściekliczka znowu przyszła do naszej wsi. Nie masz pojęcia, jakżeśmy się śmieli ze Staśkiem! Mały Józek Wojciechów niósł za nią wszystkie towary, bo obiecała mu kupić za dwa grosze cukierków. Ale po drodze wziął sobie z koszyka trochę chałwy i uciekł!
— O! Żeby Wściekliczka nie poszła za nim do domu!
— To i tak już chałwy nie znajdzie! — zaśmiał się Stefek. — Nie znasz Józka?
Anielka pośpiesznie otworzyła skrzynię, wyjmując z niej czysty fartuszek.
— Czy mogę na chwilę pójść do Magdzi Rymarzówny? — zwróciła się do matki.
Matka siedziała z twarzą ukrytą w dłoniach i coś rachowała. Anielka nie pojmowała, co matka tak ciągle może obliczać.
— Do Magdzi? — powtórzyła, podnosząc głowę. — Musisz koniecznie? To idź, ale wracaj prędko.
Z westchnieniem ulgi Anielka wybiegła z domu. Nad wsią zawisła już noc. Z wieży kościelnej wesoły dzwoneczek śpiewał pieśń wieczorną Odpowiadały mu kosy, zięby i skowronki. Tak radośnie brzmiała ich pieśń, płynęła tak prosto z serca, że ludzie mimowoli milkli. Siedzieli przeważnie przed chatami, na schodkach, albo ławeczkach, zażywając świeżego powietrza. Ręce ich wreszcie odpoczywały.
— Dobry wieczór, — pozdrawiała wszystkich Anielka, idąc wiejską drogą.
— Dobry wieczór, — odpowiadali przyjaźnie.
— Jakże ta Anielka Lipkówna wyrosła, — rzekł